Ekologiczna biblioteka Warszawa - Quo vadis.
- Ukarz zuchwalca - powtórzył Witeliusz. - Uczyń to! - ozwało się kilka głosów.
W atrium zrobił się szmer i ruch, albowiem ludzie poczęli się odsuwać od Petroniusza. Odsunął
się nawet Tuliusz Senecjo, jego stały towarzysz przy dworze, i młody Nerwa, który
okazywał mu dotychczas najżywszą przyjaźń. Po chwili Petroniusz został sam po lewej stronie
atrium i z uśmiechem na ustach, rozgarniając dłonią fałdy togi, czekał jeszcze, co powie
lub pocznie cezar.
Cezar zaś rzekł:
- Chcecie, bym go ukarał, lecz to mój towarzysz i przyjaciel, więc chociaż zranił mi serce,
niech wie, że to serce ma dla przyjaciół tylko... przebaczenie.
„Przegrałem i zginąłem” - pomyślał Petroniusz. Tymczasem cezar wstał, narada była
skończona.
ROZDZIAŁ L
Petroniusz udał się do siebie, Nero zaś z Tygellinem przeszli do atrium Poppei, gdzie czekali
na nich ludzie, z którymi prefekt poprzednio rozmawiał.
Było tam dwóch „rabbich” z Zatybrza, przybranych w długie uroczyste szaty, z mitrami na
głowach, młody pisarz, ich pomocnik, oraz Chilo. Na widok cezara kapłani pobledli ze wzruszenia
i podniósłszy na wysokość ramion ręce, pochylili głowy aż do dłoni.
- Witaj, monarcho monarchów i królu królów - rzekł starszy - witaj, władco ziemi, opiekunie
ludu wybranego i cezarze, lwie między ludźmi, którego panowanie jest jako światłość
słoneczna i jako cedr libański, i jako źródło, i jako palma, i jako balsam jerychoński!...
- Nie nazywacie mnie bogiem? - spytał cezar. Kapłani pobledli jeszcze mocniej, starszy
znów zabrał głos
- Słowa twoje, panie, są słodkie jako grono winnej macicy i jako figa dojrzała, albowiem
Jehowa napełnił dobrocią serce twoje. Lecz poprzednik ojca twego, cezar Kajus, był okrutnikiem,
a jednak wysłańcy nasi nie nazywali go bogiem, przekładając śmierć samą nad obrazę
Zakonu.
- I Kaligula kazał ich rzucić lwom?
- Nie, panie. Cezar Kajus uląkł się gniewu Jehowy. I podnieśli głowy, albowiem imię potężnego
Jehowy dodało im odwagi. Ufni w moc jego, śmielej już patrzyli w oczy Nerona.
- Oskarżacie chrześcijan o spalenie Rzymu? - spytał cezar.
- My, panie, oskarżamy ich tylko, że są nieprzyjaciółmi Zakonu, nieprzyjaciółmi rodu
ludzkiego, nieprzyjaciółmi Rzymu i twymi i że od dawna grozili miastu i światu ogniem.
Resztę dopowie ci ten człowiek, którego usta nie skalają się kłamstwem, albowiem w żyłach
jego matki płynęła krew wybranego narodu.
Nero zwrócił się do Chilona: - Kto jesteś?
- Twój czciciel, Ozyrysie, a przy tym ubogi stoik... - Nienawidzę stoików - rzekł Nero -
nienawidzę Trazeasza, nienawidzę Muzoniusza i Kornuta. Wstrętna mi jest ich mowa, ich
pogarda sztuki, ich dobrowolna nędza i niechlujstwo.
- Panie, twój mistrz, Seneka, ma tysiąc stołów cytrusowych. Zechciej tylko, a będę ich
miał dwakroć więcej. Jestem stoikiem z potrzeby. Przybierz, o Promienisty, mój stoicyzm w
wieniec z róż i postaw przed nim dzban wina, a będzie śpiewał Anakreonta tak, że zgłuszy
wszystkich epikurejczyków.
Nero, któremu przypadł do smaku przydomek „Promienisty”, uśmiechnął się i rzekł:
- Podobasz mi się!
- Ten człowiek wart tyle złota, ile sam waży - zawołał Tygellinus.
Chilo zaś odpowiedział: